Znalazłam kilka powodów (dystans do siebie i świata wskazany):
Bo chcą.
Bo ich stać.
Programy, do których się przyzwyczaili są tylko na sprzęcie Apple.
Żeby się lansować w Starbucksie.
Żeby nie biegać jak kot z pęcherzem, szukając po czterech godzinach gniazdka do podładowania (w przypadku MacBooka).
Bo mają cały ekosystem i są złapani w złotą klatkę.
Bo ich kolega/chłopak/ex narzeczony/koleżanka/żona/ojciec/siostra/brat/szef/pani z pobliskiego kiosku, ma ten sprzęt i chwalił(a).
Bo nie mają co robić z pieniędzmi. (Jak nie masz co robić z pieniędzmi, to mogę podać numer konta, z radością przygarnę).
Bo chcą sprawdzić jak to jest, gdy przez pół roku nie masz za co żyć.
–Tato, kupisz mi Samsunga?
–Steve, wujek Cook, chciał ci sprezentować iPhone’a 17 Pro Ultra Max. Tylko ładowarkę musisz sobie dokupić i etui, i szkło ochronne, i gaz pieprzowy na wypadek nagłej napaści hejterów, i chusteczki, żeby ocierać łzy biedy.
Może to być czyimś marzeniem (ludzie nie przestaną mnie zadziwiać).
Bo to po prostu działa (w przypadku pierwszej wersji iOS 16, już nie, ale co ja tam wiem).
Ktoś kupuje Apple, ponieważ uwielbia jeże, szarlotkę i temu podobne.
Bo chce sprawdzić na własnej skórze, czy to ścierwo nadaje się do czegokolwiek.
Bo to jego życie i jego pieniądze i nikomu nic do tego, póki nie krzywdzi innych.
Na zdjęciu karta z rozpisaną dokładnie listą, z zaletami sprzętu z Cupertino.