Przejdź do treści

Maciej, Leo i Tęczowy Jednorożec

    Jako że dziś jest Dzień Tęczy to przedstawiam jedno z moich opowiadań z wielobarwnością w tle. Miłej lektury.

    Mimo tego, że Maciej był ogromnie pozytywnie nastawiony do swojego nowego partnera do tańca to jednak nie spodziewał się, że na kursie zabraknie kobiet. Gdy jednak przywitał się z Leo dostrzegł, że może to być porządny materiał na nowego przyjaciela, więc postarał się podejść do całej sytuacji z dystansem.
    -Myślałem, że moja partnerka będzie ładniejsza-uśmiechnął się krzywo, chcąc nawiązać rozmowę.
    -Ty sam nie wyglądasz jak Don Juan-odpowiedział Leo patrząc najpierw na Maćka, a później spoglądając na kobietę nieopodal.
    Maciej zauważając wzrok swojego nowego znajomego ponownie się uśmiechnął i powiedział mrugając porozumiewawczo.
    -Niezła laska, nie? Po przerwie podejdę aby dostać jej numer.
    -Przecież nawet jej nie znasz-odpowiedział Leo oburzony.-Aby dostać numer kobiety powinniście się poznać, wiedzieć jakie macie zainteresowania…
    -Przestań chłopie. Przyszedłem tutaj, aby zadowolić moją dziewczynę, która narzekała, że nie umiem tańczyć, ale kto powiedział, że nie mogę poznać jakiejś innej?
    Rozmowę przerwał im prowadzący, który zaczął pokazywać im podstawowe figury taneczne. Przez chwilę nie wiedzieli, który z nich ma udawać kobietę aż w końcu Maciej zgodził się na tę rolę i zaczęli tańczyć. Kiedy przyszedł czas na przerwę Maciej, zgodnie z tym  co powiedział, podszedł do czarnowłosej dziewczyny i po niedługim czasie wrócił do Leo pokazując mu numer telefonu.
    -I tak się zdobywa kobiety-powiedział machając mu karteczką przed twarzą, na której znajdował się ciąg cyfr.-Gdybyś widział jak ona na mnie patrzyła.
    -Wracamy do tańca-powiedział prowadzący i Leo z Maćkiem zaczęli tańczyć.
    Po skończonych zajęciach rozeszli się do domu. Leo bardzo się oburzył zachowaniem Maćka i sposobem w jakim ten gość podrywał panienki na prawo i lewo, a równocześnie poczuł ukłucie zazdrości, bo on nigdy nie potrafiłby zdobyć się na taką odwagę w stosunku do kobiet. Prawie zapomniał o masce przeciw smogowej i o mało co się nie udusił wychodząc z budynku. Szybko jednak naprawił swój błąd i bezpiecznie wrócił do domu.
    Maciek po kursie poszedł do pracy na drugą zmianę. Wszedł raźnym krokiem do schroniska i popatrzył z czułością na swoich kolorowych podopiecznych. Dał karmę pomarańczowemu pudlo-wilczurowi, fioletowo-zielonemu owczarkowi greckiemu i jego ulubieńcowi: czerwono-białemu mastivovi-retriverowi.
    -Tylko wy mnie rozumiecie-powiedział doglądając ich.
    Wyszczotkował każdego i poszedł uporządkować papiery.
    -Spokojnie, tatuś zaraz wróci-powiedział do mastiva-retrivera, który zaczął skomleć gdy ten zniknął za drzwiami.
    Dokończył segregowanie dokumentów, sprawdził czy psy mają wszystko co potrzebne, zmienił im wodę, a po kilku godzinach wrócił do wieżowca, w którym mieszkał na sto trzecim piętrze.
    Kiedy Maciej oglądał wieczorem telewizję Leo w tym samym czasie ubrany w czarny płaszcz  przemykał niepostrzeżenie po dachach. Zmierzał do szarego, czteropiętrowego budynku otoczonego płotem, w którym na parterze paliły się jeszcze światła. Podkradł się niezauważony i tak cicho jak tylko mógł przerzucić sakiewkę z pieniędzmi i leki przez płot. Zanim zdołał się wycofać drzwi otworzyły się na oścież i z budynku wybiegła kobieta ubrana w biały habit i zawołała.
    -Panie Leo proszę się nie ukrywać! Wiem, że to pan!
    Leo zawahał się niepewny co ma zrobić, aż w końcu z niechęcią podszedł do zakonnicy aby mogła go zobaczyć.
    -Skąd siostra wie jak mam na imię?-zapytał z nieufnością, ale również nie kryjąc zaciekawienia.
    -Przecież nie sposób nie zainteresować się tożsamością największego wspomożyciela ubogich i cierpiących, a skoro robi to pan w miarę regularnie o stałych porach w końcu doszliśmy prawdy.
    -Gdybym mógł jednak prosić o dyskrecję, bo nie chciałbym aby ludzie wiedzieli co robię po nocach.
    -Oczywiście-powiedziała uśmiechając się.-Czy możemy się jakoś odwdzięczyć za tak wielką dobroć z pana strony? Może potrzebuje pan czegoś, jedzenia, łóżka…
    -Nie, nie dziękuję. Wszystko mam-odpowiedział odwracając się i odchodząc. Zatrzymał się jednak po kilku krokach i zapytał z wahaniem.
    -Czy wśród tych modlitw, które siostry odmawiają, istnieje prośba o znalezienie żony?
    -Oczywiście, za wstawiennictwem świętego Józefa. Bardzo wielu ludziom już pomógł. Pomodlimy się całym zakonem w pana intencji-zapewniła żarliwie.
    -Dziękuję, będę szczerze zobowiązany-powiedział, a po chwili zniknął w ciemnościach.
    Jako, że był już zmęczony poszedł do domu, zaryglował drzwi i zjadł na kolację chleb z wodą. Niedługo później położył się do łóżka i zasnął.
    Żaden z naszych bohaterów nie zdawał sobie sprawy jakie podwójne życie prowadzi ten drugi. Ponieważ Maciek nie był takim zwykłym Maćkiem, którego można spotkać na ulicy, o nie, nic bardziej mylnego. Był agentem stowarzyszenia o nazwie Tęczowy Jednorożec.
    W każdy wtorek i sobotę spotykali się o 3.33 w budynku pomalowanym złotą farbą, na tajnym zgromadzeniu. Było siedem grup, każda w innym kolorze tęczy, a w każdej grupie po dwanaście osób. Taki system został opracowany przez przywódcę tego ugrupowania, czyli Białego Toriaksiego. On sam nie był w żadnej grupie tylko koordynował i zlecał zadania. Był jeszcze jeden człowiek, który ubrany na czarno szpiegował i szukał potrzebnych informacji dla grupy. Tym kimś okazał się Maciej.
    Na takie właśnie zgromadzenie udał się tego wieczoru aby dostarczyć informacji kluczowych dla powodzenia najważniejszego przedsięwzięcia całej organizacji. Znalazł bowiem człowieka, który podobno widział osiemset miesięcy temu, jako mały chłopiec, tęczowego jednorożca. To właśnie stworzenie mogło sprawić, że świat znów będzie czysty i wolny od smogu i innych zagrożeń. Jego róg, alikorn, niwelował trucizny nie tylko w powietrzu, ale również w ludzkich sercach, jady gniewu, zazdrości i wszelkich niegodziwości.
    Każda grupa odpowiednio do koloru miała krzewić wśród ludzi inne wartości, czerwień: miłość i odwagę, błękit: spokój i kontemplację, żółty: moc i godność każdego człowieka, zielony: odrodzenie i zwycięstwo życia nad śmiercią, fioletowy: wytrwałość i pasję, pomarańczowy-optymizm, a granatowy: kontrolę i odpowiedzialność.
    Maciek jako, że był jednym z najbardziej rozpoznawalnych osób w całym stowarzyszeniu został bez trudu wpuszczony do środka przez trzech strażników, którzy ubrani na brązowo pilnowania wejścia.  Zanim przekroczył próg rozglądnął się jeszcze uważnie czy na pewno nikt za nim nie idzie, a następnie wszedł do budynku i drzwi się za nim zamknęły. Poszedł raźnym krokiem do głównej sali obrad gdzie, jak przypuszczał, znajdowali się już wszyscy członkowie Tęczowego Jednorożca. Zanim wpisał hasło uprawniające go do wejścia włożył rękę do kieszeni płaszcza aby upewnić się, że ma kartkę z zapisanymi najważniejszymi informacjami dotyczącymi mitycznego zwierzęcia. Niestety, nigdzie nie mógł jej znaleźć.
    Poczuł jak lodowate kleszcze strachu chwytają go za gardło i przez moment nie mógł złapać oddechu. Wiedział doskonale, że Toriaksi nie będzie zachwycony, a jako że zbliżała się już godzina 3.33 nie miał szans aby pobiec do domu i wrócić nie narażając się na niezadowolenie przywódcy. Zdusił w sobie chęć zaszycia się w najdalszy zakamarek pomieszczenia i postanowił grać na czas przeklinając po raz kolejny swoją koncentracje, a bardziej jej brak.
    Bez względu jak bardzo by się starał zapamiętać wszystkie informację po kilku zdaniach zaczynał bezwiednie myśleć o czymś innym. Wiele razy próbował skupić się na jednej rzeczy nawet czymś tak durnym jak przypomnienie sobie listy zakupów, ale efekt zawsze był taki sam, czyli zerowy.
    Wyrównał oddech, wpisał hasło i wszedł do pomieszczenia spóźniony o dwie minuty. Jak zwykle rozglądnął się po twarzach zebranych próbując wypatrzeć jakiegoś niebezpieczeństwa, ale nic nie znalazł. Obecnie jedyne niebezpieczeństwo Maćka siedziało w środku pomieszczenia, ubrane na biało i otoczone przez kolejne kręgi uczestników. Najbliżej przywódcy znajdowali się czerwoni, później kolejno: pomarańczowi, żółci, zieloni, niebiescy, granatowi, a najbliżej drzwi siedzieli fioletowi.
    -Przepraszam za spóźnienie panie-powiedział Maciek kłaniając się mimo, że wedle zasad on jako jedyny nie musiał tego robić wobec przywódcy.
    -Nic się nie stało-odpowiedział Toriaksi patrząc na niego z uwagą.-Pod warunkiem oczywiście, że masz informację, które są nam potrzebne.
    Maciek poczuł jak pocą mu się dłonie, ale odpowiedział po chwili z największą pewnością siebie na jaką było go stać.
    -Panie, znalazłem człowieka, który powiedział jakoby w dzieciństwie spotkał tęczowego jednorożca.
    -Doskonale, drogi Maćku. Jak zatem nazywa się ten człowiek?
    -On…-Maciek zawahał się niepewny co ma zrobić.
    -Czyżbyś zapomniał o tak ważnym szczególe?-zapytał Toriaksi złowróżbnym szeptem.
    -Oczywiście, że pamiętam. Potrzebuję tylko trochę czasu-odpowiedział składając ręce jak do modlitwy.
    -Dobrze, zatem masz czas aby przypomnieć sobie wszystko i przyprowadzić tego człowieka do następnego wschodu słońca, czyli daję ci około 30 godzin. Nie obchodzi mnie ile ludzi w to wciągniesz, masz to po prostu zrobić, jasne?
    -Oczywiście, dziękuję panie-odpowiedział Maciek i wyszedł zakładając maskę.
    Miał ochotę rozwalić sobie łeb o ścianę z bezsilności. Nie wiedział co zrobić, ani kogo prosić o pomoc. Zrezygnowany stwierdził, że może Leo mu pomoże.
    -Przynajmniej ma lepszą pamięć ode mnie-powiedział do siebie Maciek i poszedł do domu aby choć trochę odpocząć.
    O 8.00 zjawił się na sali tanecznej, ale, jak zauważył z niepokojem, jego partnera do tańca jeszcze nie było.
    -Witam panie Don Juanie-odezwał się niespodziewanie tuż za nim znajomy głos.
    Maciek błyskawicznie się odwrócił i odetchnął z ulgą, ponieważ zobaczył Leona, który patrzył na niego z lekkim rozbawieniem.
    -Od jakiej dziewczyny zamierzasz dzisiaj dostać numer?-zapytał Leo zaczepnie.
    -Od żadnej. Potrzebuję twojej pomocy dzisiejszego dnia.
    -A w czym Szanowny Pan Maciej potrzebuje pomocy kogoś takiego jak ja?
    -Chciałbym prosić cię żebyś pomógł mi znaleźć pewną osobę.
    -Wybacz, ale mam już plany na dzisiaj.
    -Proszę, mogę cię później umówić z każdą kobietą w tym mieście tylko mi pomóż.
    -Dobrze, umowa stoi-odpowiedział Leo po chwili namysłu.-Jeżeli tak bardzo ci zależy to będę cię musiał zaprosić do mojego mieszkania. Chodźmy. 
    Bez pożegnania wyszli z budynku i Leo zaprowadził Macieja do swojego domu położonego na przedmieściu. Wprowadził go do niewielkiego salonu, w którym był tylko drewniany stół i sześć krzeseł. Gdy obaj usiedli Maciej opowiedział wszystko swojemu znajomemu włącznie z przyznaniem się do posiadania prawie zerowej koncentracji.
    -Jak szybko tracisz zainteresowanie tematem?-zapytał Leo gdy Maciej skończył opowiadać.
    -Mniej więcej po czterech, pięciu wymienionych zdaniach, albo gdy ktoś zaczyna opowiadać jakąś dłuższą historię-odpowiedział Maciej z zamyśleniem.
    -Dotyczy to też twoich własnych historii?
    -Prawdę mówiąc nie wiem. Jako tajny agent często musiałem przekazywać jakieś dłuższe informację Toriaksiemu, ale…
    -Kto to jest Toriaksi?
    -To przywódca naszej grupy, bardzo miły koleś póki się go nie zdenerwuje. W każdym razie przekazywałem mu informację, a te najważniejsze miałem zapisane na kartce. Nigdy się nie czepiał aż do dzisiaj kiedy nie wziąłem tej kartki z domu i nie potrafiłem mu nic powiedzieć o tym starcu.
    -Masz ją przy sobie?-zapytał Leo.
    Maciej zaczął szperać w kieszeni spodni aż w końcu wyciągnął pomiętą kartkę papieru, wygładził ją i podał Leonowi. Mężczyzna bez słowa zapoznał się z jej treścią i powiedział po dłuższej chwili.
    -Znam tego człowieka, ale dostanie się do niego pieszo zajmie bardzo dużo czasu.
    -A dlaczego pieszo?
    -A jak niby chcesz inaczej?-zapytał Leo marszcząc brwi.
    -Samochodem najlepiej. Możemy wziąć mój, jak wolisz.
    -Nigdy nie jechałem samochodem.
    Leo zobaczył, że Maciej patrzy gdzieś w dal zupełnie go ignorując. Pomachał mu kilka razy ręką przed twarzą, ale bezskutecznie. Dopiero po półminutowym zawieszeniu się Maciej znowu powrócił do rzeczywistości.
    -O czym rozmawialiśmy?-zapytał Maciej.
    -O tym, że możemy dostać się do tego starca twoim samochodem-odparł Leo z konsternacją.
    Wyszli z domu Leona i poszli do podziemnego parkingu gdzie znajdował się samochód Maćka. Wyjechali na powierzchnię i Leo zaczął kierować swojego kompana gdzie ma jechać. Na miejsce dotarli późnym popołudniem. Dom starca, który rzekomo widział tęczowego jednorożca, nie napawał optymizmem. Cały z drewna, spróchniały i rozpadający się w kilku miejscach. Maciej nie był przekonany co do tej wizyty, ale jego towarzysz natychmiast wysiadł i zapukał do drzwi wołając.
    -Panie Sebastianie! Jest pan w domu?
    Po około dziesięciu minutach czekania wyszedł starzec z brodą do ziemi, który podpierał się laską. Maciej rozpoznał, że to ten sam, z którym rozmawiał jakiś tydzień temu.
    -Chcieliśmy się zapytać co pan wie…
    -Przyjaciele, wiem bardzo wiele rzeczy, te przeszłe, teraźniejsze i te co mają dopiero nadejść. Wiem po co też przyszliście, ale niestety, nie jestem w najlepszym stanie aby pokazać wam osobiście miejsce gdzie zobaczyłem tęczowego jednorożca. Nie mam już siły i już jutro odejdę z tego świata na zawsze i połączę się z duchami przodków.
    -Niech powie nam pan chociaż gdzie widział pan to mityczne zwierzę, a my je odnajdziemy i schwytamy-odpowiedział Maciej.
    -Widziałem je w dolinie Szczęśliwego Słońca gdy księżyc znajdował się na nieboskłonie w pełnej swej chwale. Ach! Nie ma na świecie zwierzęcia bardziej pięknego i szlachetnego od tęczowego jednorożca. Nikt nie może zwać się w pełni szczęśliwym jeśli go nie zobaczy, ale porwać się na złapanie go? O nie, tylko człowiek, któremu Najwyższy Bóg zabrał rozum mógłby chcieć dokonać czegoś tak plugawego i okrutnego. Uważajcie przyjaciele.
    Mężczyźni popatrzyli na siebie ze zdumieniem, a Leo opisał najważniejsze informacje i zrobił ruch głowy w kierunku drzwi. Maciek zaproponował starszemu mężczyźnie niezapomnianą podróż tuż przed śmiercią i zawieźli go do budynku, w którym spotykali się członkowie Tęczowego Jednorożca. Na miejsce dotarli gdy słońce zaczęło się dopiero pojawiać na niebie. Ochroniarze widząc Maćka bez problemu ich wpuścili, a dalej zaprowadził ich sam Maciek do głównego pomieszczenia.
    -…największy sekret-usłyszeli głos przywódcy.
    Weszli do środka i oczy wszystkich skierowały się na nich. Maciek jak w najprostszych słowach, posiłkując się notatkami Leona, powiedział informacje o tęczowym  jednorożcu i wskazał starca Sebastiana dodając, że ten człowiek widział na własne oczy to mityczne stworzenie.
    Biały Toriaksi nie krył radości, ale i lekkiego sceptyzmu.
    -Jakie masz dowody starcze, że rzeczywiście widziałeś tęczowego jednorożca?
    -Oto-powiedział starzec ze wzruszeniem w głosie wyciągając coś z kieszeni-alikorn. Róg jednorożca. Przekazuję go wam, przyjaciele, ponieważ wy jako nieliczni zdajecie sobie sprawę z potęgi tego rogu. Obyście tylko użyli go mądrze-powiedział po czym wyzionął ducha.
    Maciek w ostatniej chwili złapał róg i przekazał go przywódcy, który powiedział uroczystym głosem.
    -Oto nadchodzi dzień upragniony, teraz bowiem królestwo bliżej nas jest. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła!
    A wszyscy członkowie grupy jednym głosem zawołali: „Amen.”
    Z ogromną powagą patrzyli jak Toriaski ściera róg na proszek, a następnie wszyscy razem wyszli z budynku i patrzyli jak ich przywódca rzuca sproszkowany róg w powietrze i wypowiada frazę:
    -Dokonało się.
    Zerwał się ogromny wiatr, tak że ludzie z trudem utrzymywali się na nogach. Mieszkańcy miasta podbiegli do grupy chcąc zobaczyć co takiego się wydarzyło. Wtedy przywódca powiedział znowu.
    -Zdejmijcie maski przeciw smogowe.
    Nikt nie chciał tego dokonać z lęku, że natychmiast się udusi, ale wtedy on sam zdjął ją z siebie. Ludzie patrzyli z wyczekiwaniem, ale minęła minuta, dwie, a mężczyzna nadal stał na nogach nie wykazując żadnych objawów uduszenia lub chociażby omdlenia. Wtedy zaczęli zdejmować maski najpierw Maciek z Leonem i inni członkowie Tęczowego Jednorożca, a po nich już wszyscy pozostali. Ludzie wręcz nie mogli uwierzyć, że po niemal czterech wiekach znów mogą oddychać normalnie. Zaczęli dziękować swojemu wybawcy, ale mężczyzna ubrany cały na biało tylko się uśmiechał. Po dwóch godzinach ludzie się rozeszli do swoich domów, a na miejscu niedawnych niezwykłych zdarzeń zostali tylko Maciek, Leo i Toriaksi.
    Przywódca zaprowadził ich za miasto i po upewnieniu się, że są sami i nikt ich nie podsłuchuje powiedział.
    -Pewnie dla kogoś innego to co chcę wam za chwilę przekazać wydawać by się mogło najdziwniejszą rzeczą pod słońcem, ale jako że widzieliście róg jednorożca i co można z nim zrobić może nie wyda się aż tak szalone. Urodziłem się dawno temu o wiele wcześniej niż wskazuje mój wiek i włosy. Nie zamierzam się rozwodzić nad moim dzieciństwem, bo to nie ma większego znaczenia, ale gdy byłem już mężczyzną wybrano mnie do pełnienia najzaszczytniejszej roli w dziejach świata. Przez kilka lat byłem najszczęśliwszym człowiekiem w historii. Do czasu gdy demon nakłonił moje serce do czegoś tak bluźnierczego, że po dokonaniu tego i gdy zdałem sobie sprawę co uczyniłem powiesiłem się na drzewie. Wskrzeszono mnie jednak i powiedziano, że mogę odpokutować moje czyny jeżeli wymyślę sposób aby dostać się do przyszłości i ocalić lub przyczynić się do ocalenia ludzi w tych czasach. Po wielu latach w końcu udało mi się dokonać czegoś niemożliwego: zbudowałem wehikuł czasu i dzięki niemu miałem szansę zrealizować moją pokutę. Późniejszych rzeczy się już chyba domyślacie, zmieniłem imię, założyłem grupę o nazwie Tęczowy Jednorożec i moim celem było krzewienie miłości, szacunku, wytrwałości i tego typu rzeczy. Nie udałoby mi się w pełni zrealizować mojego planu gdyby nie wy, a w szczególności Maciek. Dlatego po mojej śmierci to ty będziesz koordynatorem i szefem tej grupy. Jestem pełen podziwu dla twoich umiejętności oraz…
    -Kończysz w końcu ten długaśny monolog?-zapytał Leo zdenerwowany.
    -Dobrze, tak więc jeszcze raz dziękuję i mam jeszcze do was ostatnią prośbę, kiedy za moment dowiecie się kim tak naprawdę jestem zabijcie mnie aby nikt nie dowiedział się więcej poza wami.
    -Ty masz staruchu nierówno pod sufitem-powiedział Maciek, który zdołał oprzytomnieć z letargu przy ostatnim zdaniu Toriaksiego.
    -Mylisz się, ponieważ ja miałem tragiczne koleje losu-odparł starzec pochylając głowę i patrząc ze smutkiem w ziemie.
    -No to o co chodzi?-zapytał Leo.-Chociaż nie, sam zgadnę. Jesteś Brutusem i doprowadziłeś do śmierci  Gajusza Juliusza Cezara? Mam rację?
    -Nie, ale nie pomyliłeś się tak dużo-milczał przez chwilę, a później mówił dalej urywanym głosem.-Ponieważ ja swoimi decyzjami doprowadziłem do śmierci największego bohatera, proroka, nauczyciela, lekarza, kapłana, męczennika, mistrza, przyjaciela,  tego, który swoim życiem zmienił życie miliardów ludzi i nadal będzie zmieniał aż do swojego ponownego przyjścia. Przyczyniłem się do śmierci Jezusa zwanego Chrystusem.
    -Czyli nazywasz się…-zaczął Maciej i urwał.

     – Nazywam się Judasz Iskariota, jeden z Dwunastu, ten który Go wydał.


    Koniec

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *